Szpecąca krosta na czole czy nosie może spowodować ambaras w życiu nastolatków. Jak im pomóc opanować emocje i zaakceptować wygląd radzimy w dzisiejszym artykule. Zapraszamy do lektury!
Młody człowiek budzi się rano z twarzą pokrytą krostami i zaczyna się dramat: „Wszyscy TO zobaczą, nie mogę iść do szkoły, nie chcę tak wyglądać”.
Co robić?
Zamiast mówić: „Nie martw się”, lepiej powiedzieć: „Rozumiem, że jest ci ciężko, zastanowimy się, jak można ci pomóc”. Takie stwierdzenie daje ukojenie i nadzieję.
Zresztą nie bezpodstawną, bo dziś leczenie trądziku przynosi całkiem niezłe efekty. Dobrze też sprawić, by nastolatek, zamiast na wyglądzie, koncentrował się na swoich osiągnięciach. Należy pomagać mu rozwijać się w jego grupie rówieśniczej: zapraszać kolegów do domu, jeździć z nimi na wycieczki. Warto także rozważyć posłanie syna czy córki na trening umiejętności społecznych, na którym spotykają się dzieciaki z różnymi problemami i uczą się nawiązywać relacje, zaakceptować swoje niedoskonałości. To jest sposób na wyrwanie ze świata Internetu, zwłaszcza Instagrama, gdzie wszystko jest piękne.
Czyli nie bagatelizować problemu?
Nie, ale nie ma też sensu mówić o tym non stop. Przypomnijmy sobie, jak to było z nami, kiedy byliśmy w tym wieku. Nastolatki są mocno wyczulone na punkcie swojego wyglądu, mają niską samoocenę, są przekonane, że są brzydsze niż koleżanki z ławki. I nie dotyczy to tylko dziewczyn. Poza tym nie oszukujmy się, choroby skórne, które widać gołym okiem, mocno utrudniają życie.
Zwłaszcza w tej grupie wiekowej, która jest bardzo krytyczna. Bo inność budzi zagrożenie. Nawet nam, dorosłym, łatwiej podejść do osoby ładnej niż z jakimś defektem. Do tego dochodzi kwestia postrzegania czasu u nastolatków. Bo młodzi ludzie myślą tylko o tym, co jest teraz. Nie dopuszczają do siebie refleksji, że kiedyś to minie. Dlatego warto porozmawiać z dzieckiem, że nie tylko ono cierpi. Że tata czy mama też mieli trądzik, który po dwóch latach minął. Podpowiedzieć, jak dbać o cerę w tym okresie.
I to pomoże?
Albo młody człowiek zacznie bardzo walczyć z tymi pryszczami, chodzić do lekarza i kosmetyczki, smarować się, czym tylko może, albo przeciwnie – odrzuci tę pomoc i wycofa się z relacji społecznych: przestanie chodzić na imprezy, będzie się bał uczęszczać do szkoły. Miałam taką koleżankę, która spuszczała głowę, patrzyła w dół i zasłaniała twarz włosami. W ogóle nie znała ludzi ze swojej klasy, bo bała się spojrzeć im w oczy. Takie eliminowanie się ze swojego środowiska powoduje, że nastolatki czują się jeszcze bardziej samotne i inne. Nie mają grupy rówieśniczej, kluczowej w tym wieku. Coraz bardziej zamykają się w sobie. Przesiadują przed komputerem, gdzie czytają w kółko o trądziku. Nic dziwnego, że z czasem mogą się pojawić zaburzenia depresyjne i lękowe. Jednak nie każdy pryszczaty nastolatek kończy z depresją. Jeśli wychował się w rodzinie, w której ma pełną akceptację albo pół klasy, do której chodzi, też ma trądzik, to podejdzie do tego jako do chwilowej dolegliwości, z którą w końcu sobie poradzi. Natomiast jeśli młody człowiek nie ma wsparcia w najbliższych lub, gdy od urodzenia wmawiano mu, jaki jest piękny, to gdy zmienia się w „brzydkie kaczątko”, jego świat może się zawalić.
Skąd mam wiedzieć, że dziecko potrzebuje pomocy?
Kłopot w tym, że często takie osoby w ogóle nie mówią co myślą. Możemy przypuszczać, że dzieje się coś niepokojącego, kiedy widzimy, że dziecko jest smutne, apatyczne, żali się, że jest brzydkie, nie chce wychodzić z domu ani uczęszczać do szkoły i na imprezy, zakrywa się włosami, zamyka w pokoju. Kiedy nie interesuje go nic, oprócz trądziku.
To są wskazania, żeby poprosić o wsparcie psychologa?
Tak. Na początek może to być psycholog szkolny. Jakimś pomysłem jest też wolontariat, np. w hospicjum, gdzie nastolatek może zobaczyć, że są większe problemy niż jakieś krosty na twarzy. Miałam piętnastoletnią koleżankę, która uważała, że jest bardzo brzydka, więc przez dłuższy czas nie chodziła do szkoły. Rodzice wysłali ją na wolontariat do domu pomocy społecznej, gdzie zobaczyła, że defekt urody to jeszcze nie koniec świata. W dodatku, prędzej czy później się z niego wyrasta.
Kim jestem?
Bloggerką, pasjonatką zdrowego stylu życia. Poliglotką. Kocham konie i podróże.
Założyłam bloga, aby dzielić się swoją pasją. Moje 7-letnie doświadczenie w zakresie medycyny naturalnej pomaga mi rozwijać projekt Adelia.
Kocham konie i jestem ich Trenerem, to moja druga pasja – w sumie odkąd pamiętam, zwierzęta były obecne w moim życiu.